Do niedawna głównymi zmiennymi bilansowanymi przez rozstrzygnięcia polityki energetycznej były: prognozowane zapotrzebowanie na energię z jednej strony i możliwości zaopatrzenia w paliwa z drugiej. Prognozy te zazwyczaj niewiele miały wspólnego z rzeczywistością, a co ciekawe, tym mniej im mniej konkurencji (czyli rynku) było w danym podsektorze. Ta korelacja nie jest specjalnie dziwna, jeśli tylko uświadomimy sobie, że w subsektorach rynkowych prognozy mają charakter biznesowy (co m.in. oznacza, że za pomyłki się płaci). Natomiast w subsektorach nierynkowych prognozy mają charakter polityczny, tzn. służą do wsparcia jakiejś tezy i do przekonania polityków i rządu do przeprowadzenia jakiś działań (np. konsolidacji w elektroenergetyce lub monopolizacji w gazownictwie). Doświadczenie mówi, że w Polsce za skutki tych działań nikt nie odpowiada. Mało tego, nie są nawet podejmowane próby przeprowadzenia takich rozliczeń. Liderzy poprzedniej koalicji (premierzy i ministrowie) jednym głosem obiecywali: „sto wiorst do niebios” w wyniku przeprowadzenia konsolidacji elektroenergetyki. Zarzekali się też, że nie będzie żadnych podwyżek cen, a inwestycje ruszą z kopyta.
JavaScript jest wyłączony w Twojej przeglądarce internetowej. Włącz go, a następnie odśwież stronę, aby móc w pełni z niej korzystać.